Ja oczywiście byłam odstrojona - włożyłam, jak to do teatru, krynolinę i moją jedyną tak obfitą spódnicę. Pręty stelażu niestety nieładnie odbijają się na spódnicy, ja nie mam żadnych takich ,,prawilnych" halek, więc posłużyła za nią moja spódniczka uszytą z koła - sięga nieco za kolano, ale akurat pręty krynoliny nie odbijają się dalej, gdyż spódnica ma tam podwójną falbankę. Na nią włożyłam tiulową halkę i efekt był zadowalający.
Jeśli chodzi o bluzkę to nie mogłam się zdecydować, jednak wybrałam bluzkę w kropki z falbaną w stylu lat 40-50 XIX wieku, a drugą alternatywę włożę na klasową wigilię. Do tego klasyczne, długie, proste rękawiczki - mam też dwie pary koronkowych, ale są krótsze i uważam, że takie stonowane dawały lepszy efekt - oraz kołnierzyk z sztucznego futerka.
Na wierzch pelerynka z kapturem obszyta faux futrem.
Z fryzurą zawsze mam problem. Mam miliony pomysłów i całkiem nieźle mi to wychodzi, ale włosy mam nie dość, że krótkie, to jeszcze niesamowicie cienkie, więc właściwie nic efektownego z nimi zrobić nie mogę.
Efekt:
Poszłam na operę Turandot. Akcja odbywa się w Chinach i opowiada o tytułowej księżniczce, która, jeżeli chcesz zdobyć jej rękę, zadaje trzy pytania. Jeśli odpowiesz na nie błędnie giniesz. Fabuła kręci się wokół kolejnego śmiałka.
Opera bardzo fajna i ciekawa. Kostiumy śliczne i scenografia również (co jest ważne. Raz poszłam na ,,Czarodziejski flet" Mozarta i choć muzyka była piękna, to sam spektakl był po prostu obrzydliwy. Właśnie przez scenografię. Królowa Nocy śpiewała swoją arię na ogromnej miednicy, a gdy zerwano z niej suknie, to ujrzeliśmy wijących się ludzi udających robactwo... I mimo iż akcja to teoretycznie czasy przeszłe to część piosenek śpiewali w ogromnym prosektorium (???). Ohyda).
Niestety nie zdążyłam przed wyjściem zjeść obiadu i byłam potwornie głodna. Na pierwszej części opery, a ta składała się z trzech, wręcz nie mogłam się skupić. Więc uradowana zeszłam na dół do bufetu, bo koleżanka miała pieniądze by mi pożyczyć, ale oczywiście do wyboru miałam potrawy z: serem, salami, łososiem. Do tego kosztowały bardzo drogo. W pocie czoła szukałam pozycji ,,frytki", ale takiej nie znalazłam. Już miałam się pogodzić z moim losem, gdy Jagoda zaproponowała zobaczyć czy przed teatrem czegoś nie ma. I było! Market no.1 tak zwany. Poleciałyśmy tam jak szalone i dostałam słodką bułkę i gęsty sok z marchwi i maliny. Biegłyśmy tam z resztą dwa razy - raz po jedzenie, raz po picie, ale Pani sprzedawczyni była do nas raczej sceptycznie nastawiona.
Najkorzystniejsza pozycja - zajadanie się bułą.
Moja ręka szaleje.
Niestety na żadnym z moich zdjęć nie widać butów, a są to jedne z moich ulubionych...
Jeśli chodzi o całą resztę:
-Kołnierzyk zakupiłam w Glitterze, kupę czasu temu.
-Rękawiczki pochodzą z allegro, od tego wystawcy. KLIK
-Bluzka, która właściwie jest króciusieńką sukienką pochodzi z lumpeksu.
-Pasek zakupiłam w jednym z licznych sklepów w Zakopanem. Jest to skóra syntetyczna.
-I jak wydaje mi się gwóźdź programu - spódnica ze stelażem. Pochodzi z Chińskiego sklepu Taobao i ogólnie z góry zniechęcam do masowego kupowania w chińskich sklepach - nie jest tajemnicą jak wygląda tam praca, a jeżeli jest to zapraszam do tego krótkiego i lekkiego artykułu. KLIK Tę spódnicę, a właściwie sukienkę zakupiłam ze względu na bal i całkowity brak możliwości uszycia jej samodzielnie (całość wygląda TAK). Ogólnie większość moich ubrań kupuję w lumpeksach, a ostatnio, te które mogę, staram się wykonywać sama, aby nie wspierać wielkich koncernów. Przeznaczę na to oddzielny post.
-Wspomnianą spódnicę, która posłużyła jako halka wykonałam w domu i przeznaczyłam na to oddzielny post, a tiulowa halka pochodzi również z lumpeksu.
-Butków nie widać, ale wyglądają TAK. Pochodzą z lumpeksu i są z syntetycznej skóry. No i poza tym są wspaniałe.
Myślę, że parę osób z pewnością interesuje funkcjonalność krynoliny. Był to mój drugi raz w krynolinie w teatrze, więc już wiem jak przechodzić by zgrabnie dostać się do swojego miejsca. Stelaż ten jest bardzo gibki i składny. Starczy złapać go za koniec i unieść a składa się i robi płaski - wtedy bez trudu mogę znaleźć swoje siedzonko. Jeśli chodzi o samo zajęcie miejsca to jest bardzo dużo taktyk, ale nie przeczę, że może być to uciążliwe, bo miejsca w teatrze są niewielkie, ułożone są ciasno a przed nimi znajduje się mało miejsca. Samo siadanie w wolno stojącym krześle w krynolinie nie jest problemem. Jednak opisanie jak to się odbywa w tym przypadku jest, przyznam, okropnie ciężkie i może brzmieć fantastycznie, jak wyzwanie dla osób, które nigdy do czynienia z nią nie miały. Trzeba po prostu usiąść w odpowiednim miejscu spódnicy (czyli innymi słowy unieść ją nieco przy zasiadaniu) a resztę delikatnie złożyć, by odginała się w dół nie przeszkadzając sąsiadom - zwykle robi to samorzutnie. No, dałam radę, ale nadal brzmi źle, cóż...
Miłego dnia.
Wyglądałaś przepięknie!
OdpowiedzUsuńPisałaś, że uszyłabyś sobie taką spódnicę, gdyby nie okoliczności (jeśli dobrze zrozumiałam). Masz więc może na podobną do niej wykrój?
Jest mnóstwo wykrojów w internecie ( z resztą ten krój to nic skomplikowanego w gruncie rzeczy, efektu nadaje ilość materiału i falbany) - http://www.marquise.de/en/index.html
UsuńMożna też poprosić miłe kostiumerki o radę (Domowa Kostiumologia, Buduar Porcelany, Ogród Melancholii).
No i problemem byłaby głównie góra sukienki - ta czerwona - bo jest mocno skomplikowana, a ja takich umiejętności nie mam.
Usuń